W mieszkaniu
Rutki i jej rodziców dzieje się coś dziwnego, znikają metalowe
przedmioty. Najpierw ginie ubijaczka do jajek, potem nie można
znaleźć nożyka do sera, zostaje też nadgryziona metalowa kłódka
- to dopiero kosmos! Wkrótce okazuje się, że Rutka ma w swoim
pokoju współlokatora, którego imię jest tak długie, że ani ona,
ani ja, ani nikt kogo znam nie byłby w stanie go spamiętać. W
związku z tym nazywa nowego znajomego po prostu Kosma. Tylko skąd
on się tam wziął? Otóż lecąc statkiem kosmicznym razem ze
swoimi rodzicami i rodzeństwem, którego jest trzysta czternaścioro
albo trzysta piętnaścioro (kto by to spamiętał?), mimo zakazu
otworzył okno, przez które wypadł na zakręcie i tak znalazł się
na Ziemi. Ale teraz bardzo chciałby wrócić do domu na Koncypiusza
i zdążyć na Koncypki, bardzo ważne święto w jego rodzinnych
stronach, i najzwyczajniej w świecie tęskni za rodzicami. Z pomocą
Rutki Kosma próbuje wykoncypować jak wrócić do domu. Może
zbudują własny pojazd kosmiczny? Albo jakieś zaklęcie na
teleportację? Tylko jak to było? Stare kalesony? Szalone
makarony? Sprawa nie jest łatwa, ale zdecydowanie warto
sprawdzić, jak zakończy się ta historia.
24 rozdziały, dzięki którym możemy
odliczać czas od 1 grudnia do Wigilii Bożego Narodzenia, to
historia nie tylko dla dzieci. Rozbawi i oczaruje również dorosłego
czytelnika, jednak w przeciwieństwie do poprzednich adwentowych
Zakamarkowych tytułów, które poruszały poważniejsze tematy,
Kosmiczne Święta możemy czytać już przedszkolakom.
Jest kilka rzeczy, które absolutnie
skradły moje serce i nie jest to przesada.
Przede wszystkim postać Rutki, jej
wrażliwość, empatia; to jak cudownie opiekuje się Kosmą, jak
przejmuje się jego losem i stara się poprawić mu humor – w
szczególności zachwycił mnie 13 rozdział.
Po drugie, bardzo podoba mi się fakt,
że książka zwraca uwagę na to, że nie wszyscy obchodzą Boże
Narodzenie. Podkreśla, że są też inne święta, na przykład
Chanuka czy Ramadan Bajram, niestety nikt nie słyszał o Koncypkach
(ale teraz już wiecie).
I jeszcze jedna rzecz, która nigdzie
nie jest napisana, a widać ją tylko na ilustracjach. Są tam
bohaterowie, którzy mają różny kolor skóry. Może się to
wydawać błahe, ale są dzieci, które nigdy w życiu nie widziały
na żywo kogoś o innej karnacji. Wydaje się dziwne? Niestety sama
byłam świadkiem takiej sytuacji, więc odnotowałam sobie to jako
duży plus tej książki. Jeszcze jedno na sam koniec - jeden z
bohaterów książki porusza się na wózku inwalidzkim, ale wiemy to
wyłącznie z ilustracji. Bardzo mi się podoba, że takie informacje
są podane w ten sposób; gdy autor zdecydował się nie pisać
wprost o pewnej niepełnosprawności, nie zrobił z tego czegoś
wielkiego. Pojawiają się za to na ilustracjach i dzieci mogą to
zobaczyć nie jako upośledzenie a rzecz najzwyklejszą na świecie,
jako coś naturalnego.
Podsumowując, książka jest naprawdę
świetna. Zarówno historia, jak i poszczególne postacie oraz sam
sposób wydania. Jak już podkreśliłam, bardzo podobają mi się
również ilustracje. Zdecydowanie polecam każdemu, obojętnie czy
chce się odliczać czas do Wigilii, czy miło spędzić wieczór z
dziećmi.
Myślę, że fajnie byłoby odliczać
czas do świąt, chociaż ja się tak wciągnęłam w czytanie, że
przeczytałam całą książkę na jeden raz. Ale nie żałuję, bo
teraz polecam książkę w księgarni i mam nadzieję, że obdarowane
dzieci mają z niej dużo radości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz